Strona:Nowelle (Halévy) 28.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i z czarnym pudlem... Co się potem działo, nic nie wiem. Musiałem być idyotycznie głupi. Jak przez mgłę przypominam sobie, że była mowa o wędzidłach i tym podobnych rzeczach. Podobno jej też powiedziałem, że mój koń nazywa się Jowisz. Na odchodnem prosiłem, żeby go zatrzymała, dla wypróbowania, cały tydzień, choćby i dwa... Trzeba też było mówić i o cenie... Słowa więzły mi w gardle... ale przecież nie mogłem jej darować Jowisza. Będę musiał wziąść od niej pieniądze. Zeszliśmy na podwórze i tam, przy Jowiszu, prowadziłem znowu niemniej śmieszną i niedorzeczną rozmowę, jak w salonie. Miałem gorącą chęć powiedzieć tej ślicznej istotce: — „Aniele uwielbiam cię!” a mówiłem: trzeba dawać koniowi 10 litrów owsa i t. d. Trudno sobie wyobrazić do jakiego stopnia bredziłem. Przypominam sobie teraz, żem jej powiedział: — Temu koniowi potrzeba lekkiego jeźdźca, więc u pani będzie mu lepiej niż u mnie... Musiałem na niej zrobić szkaradne wrażenie podobnemi frazesami. Odszedłem nareszcie z Picot’em, a tak miałem zawróconą głowę, iż całą drogę z nim rozmawiałem, żeby mówić o niej. Serce mi rosło, gdy powiedział: — Ta ładna blondynka dziwnie mi się przygląda. Musiała mnie poznać. Co prawda, dobrze mi się przyjrzała wtenczas kiedym to chodził zasięgnąć języka. To ta sama ładna blondynka, panie kapitanie, co była taka dobra dla tej chorej dziewczynki odźwiernego.
— Poczciwy Picot! Po części on nas skojarzył.
— Rzeczywiście, on pierwszy mi przyniósł zachęcające wieści.