Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Koń uniósł się do góry i chwila minęła a królewicz znikł z oczu zrozpaczonych rodziców i dworu.
Przerażeni patrzali w górę, wzywając niebios, aby królewicz nie wpadł w morze lub nie rozbił się o skały, nie wiedząc w jaki sposób wylądować, a całą złość swą za ten niespodziany wypadek spędzili na nieszczęsnego Chińczyka.
— Jeśli syn mój w przeciągu krótkiego czasu nie wróci do ojczyzny będziesz stracony — rzekł król surowo. — Twoja to wina, żeś przyprowadził tu tego rumaka i żeś nie zdążył go uprzedzić o niebezpieczeństwie...
Wrzucono Chińczyka do więzienia, gdzie miał oczekiwać na powrót księcia, a tymczasem ten ostatni pędził w przestworzu, nie wiedząc dokąd biegnie i w jakiej jest stronie.
Lecąc tak godzin kilka nie mógł zrozumieć jaki przeciąg czasu dzielił go od wyruszenia w powietrze, dzień czy dwa, czy kilka godzin, nie wiedział i nie miał o tem pojęcia.
Głód mu dokuczał, pragnienie osuszało gardło, a sen ogarniał go całkowicie. Ale bał się usnąć, bo mógłby spaść z konia i utonąć