Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I owszem a co mi dacie na obiad? — zapytał.
— Będzie wspaniała ryba, dopiero co wydobyta dziś z rzeki, a lubisz zapewne ryby, mój panie?
— O, i bardzo, ale jem tylko rybę № 1.
— Dobrze, będziesz jadł, co się spodoba.
Przyszli do domu i zastali już trzy nakrycia na stole, żona bowiem krawca zdaleka już spostrzegła towarzyszącego mężowi karzełka, więc zrozumiała, że i on będzie jadł z nimi obiad.
Gdy podano ryby na półmisku, karzeł wskoczył bez ceremonji na stół i złapał największą z ryb podanych do obiadu.
Jadł bardzo łakomie i pchał tyle naraz do ust, że nie zauważył ości i zadławił się.
Zrozpaczeni małżonkowie stanęli nad nim i wszelkiemi sposobami starali się go uratować.
Nic nie pomogło, biedny karzeł już nie żył.
Co tu robić? Wszczął się lament. Bo naturalnie policja dowie się o tem i posądzi może o morderstwo.
Nareszcie krawiec wpadł na pewną myśl. Postanowił zanieść go wraz z żoną do