Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zanim udał się w podróż, radził się swych przyjaciół kupców, co za towar zawieźć na handel.
Przyjaciele zapewnili go, że w tem mieście, do którego chce jechać, niema wcale dobrego opałowego drzewa.
Wtedy kupiec zakupił za wszystkie swoje pieniądze ten towar i zawiózł go do owego miasta.
Kupiec dojechał szczęśliwie, bez żadnych przygód do celu swej podróży i wieczorem znalazł się u bramy miasta.
Przy bramie stała staruszka z gromadką owiec, które pędziła przed sobą.
Przyjrzawszy się bacznie kupcowi spytała:
— Kim jesteś, człowieku?
Jestem obcym kupcem, — odpowiedział — i chcę w tem mieście coś zarobić, przyjechałem więc tutaj próbować szczęścia.
— Uważaj więc dobrze, — rzekła staruszka, żeby cię nie oszukano, bo dużo tu się kręci oszustów i złodziejów.
Trudno ich poznać, bo podają się za bardzo uczciwych i dlatego strzeż się każdego.