Strona:Noc letnia.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pny hałas nieznośny mdlejącemu; — i tak minęły przedostatnie godziny!
On żył jeszcze, ale nędzném serca biciem kiedy ostatnia uderzyła jak grzmot po nad jego głową. — Rozemknął powieki — płomienie urn dogasały. — Pan życia i śmierci, nachylając się ku niemu, uśmiechnął się łaskawie: «Gościu biesiady mojéj, rzekł, czas byś mi przysiągł na służbę i wyrzekł się starożytnego imienia» — i rzucił mu przez stół garść dijamentowych krzyżów, dodając: «noś to na pamiątkę moją...» — Herold stanął przy młodzieńcu i rotę wyrzeknięcia się czytał z księgi czarnej, a konający powtarzał słowo po słowie, nie słysząc własnego głosu. — Głowa jego opadała na łono oblubienicy, usta jeszcze się ruszały, ale już bielmem zachodziły oczy — i wymówił tak wszystkie wyrazy aż do ostatniego! — Lecz zaledwo skończył, wstał Pan życia i śmierci: «Sługo sług moich, zawołał, śmierć od powrozu kata cię czeka jeśli kiedy złamiesz przysięgę...» — potem rozśmiał się gardłem całém. — Podniósł się nieszczęśli-