Strona:Noc letnia.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzyczy: «Maro sługi mocuj się z Panem twoim — obudź mnie — obudź!» — Przerażony sługa wymknął mu się i ucieka — Westchnął starzec, wzniósł oczy ku niebu — wyraz przystania na męczarnią twarz jego pokornie oświecił, jakby za grzechy ten sen okrutny ofiarował Bogu — Potem szedł spokojniéj, a gdy uszło czasu trochę, znów rzecze: «Panna młoda pewno tam nad jeziorem — Za mną wiara daléj!»


Owoż i słońce podbiło się w górę, owoż i rosa wysycha już na liściach a wód powierzchnia płonie wrzącemi blaski — U brzegu zaczepione kołyszą się łodzie o herbownych flagach — On przypiął sobie do petlicy róże i chodzi po wybrzeżach z coraz żywszą na licu gorączką — Nikt nie śmie