Strona:Noc letnia.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodu naszego budowę — Teraz odejść mogę — teraz ci powtarzam: lud twój ludem moim i Bóg twój Bogiem moim — Lecz ten lud, Bóg ten, lecz ta wiara moja, wiesz-li jak się dzisiaj zowie?» — Młodzieniec zaokrąglając ramiona koło jéj kibici i patrząc w stronę krużganku, «jak, mów jak?» zawołał — Ona wtedy odparła głosem wyrzutów: «Nie wątp że śmiercią — Dopokim na ziemi, dopótym żona innego człowieka — odzyskać mnie możesz tylko w świecie duchów — lecz ścieżka doń niedługa, patrz! takiéj saméj dłuży co żelazo twoje!»


To słowo: żona, spadło z jéj ust jak kamień na serce wodza i przebudziło go w śnie ostatnim, marzonym na ziemi — Choć on ją mieczem przegrodzi od pogoni ojca i męża, on jéj nie zasłoni od klątwy kościoła, bo co ksiądz raz związał tego człowiek nie