Strona:Noc letnia.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ce! — Snujcie się malowne chmury wyobrażni! — piękne jesteście, bo was słońce życia ozłaca zachodem!

W gorączce, w omamieniu zawołał głosem dźwięcznym, głosem uwodzeń: «Czemuś tę obrączkę włożyła? Czyż nie lepiéj było wyzwolić się ucieczką do tych gor, przed ślubem — Lecz i teraz one cię zbawią, bo ja w nich panem!»


« — Pytasz się o przeszłość, Boże! Boże! kiedy nam tak mało teraźniejszości zostało! Czy ty nierozumiesz mnie? czy ty wątpisz jeszcze o mnie? Wszak ci przysięgłam, że lud twój będzie ludem moim a Bóg twój, Bogiem moim! — dotrzymam! Lecz wprzódy trzeba mi było pożegnać się z ojcem — nieprzerywaj — kiedy nieufasz słuchaj do końca — dobądź miecza