Strona:Noc letnia.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeigrał pod temi drzewami, przepływał na tych wodach — lecz go niezatrzymają teraz przeszłości wspomnienia — tylko w gaju rozkwitłych jaśminów, u stóp góry zamkowéj jęknął przelatując koło głazu starożytnego — Tu, w śród nocy podobnych dzisiejszéj, wymykając się strażom, objawiała się wygnanemu bratu dziewica, — tu, w jéj oczach płonęła obietnica święta i pokój dotrzymań leżał na jéj czole — On goni daléj a twarz odwraca za siwem kamieniem!


W śród fontan i pomarańczowych drzew, kryte sklepieniem wschody, prowadzą do zamku — przez granitowe koronki ostrołuków padają na nie wzorem krat srebrnych promienie księżyca — On równie pewny swego czy na wypukłościach światła, czy na ciemności wyłomach, pędzi, wspina się, coraz wyżéj się podnosi — wreszcie, stanął