Strona:Noc letnia.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wom kędy pustkami stały w framugach siedzenia lamowemi zasłane makaty — Tam szukał córki chwil kilka jeszcze, aż zatrzymał się od razu, jakby nagłym uderzony bolem — Siedziała ona z oczyma spuszczonemi ku wiązce róż leżącéj na kolanie i odrywała ich listki marząc o czém inném — wreszcie same ciernie w ręku się jéj zostały.


Starzec cicho przystąpił i przewiódł na sobie że łagodnym rzekł głosem: »Biedna matka twoja, jakżeby dziś szczęśliwą była — zaco Bóg niedozwolił jéj tego dnia doczekać? — Drżąc podniosła głowę, drżąc ścisnęła mimowolnie ostatki róż w dłoni — potem nazad w pomieszaniu przypiąć je chciała do sukni — przyczepiły się ostre gałązki do rąbka i sterczały krwią jéj palców zadraśniętych, świeże — «Czemu płaczesz; zapytał starzec, jedynaczko moja?