Strona:Noc letnia.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem rozwiodła się po niebie noc tak przejrzysta i cicha, że każdy co ją widział uczuł w piersiach dreszcz rozkoszy, w duszy szczęścia przeczucie — Jéj cienie owinęły pola i gaje — Jéj gwiazdy weszły nad górami jak duchów w błękicie ukrytych, płonące źrenice — Ziemia w przepasce z ciemności wonią kwiatów tylko i westchnieniem wód odwdzięcza się im wstydliwie, za złote spojrzenia — Właśnie takiéj nocy trzeba dla tak świetnych ślubów — od niej pocznie się długa wiosna obojgu szczęśliwym — Czegoż im więcéj można życzyć na ziemi? — On, wzięty u Króla, Pan wielu służebnych — Ona, śliczniéjsza od Aniołów, wniosła w dom męża ziemie obszerne posagiem — Matki nieznaleść któraby jéj niezazdrościła — Młodzieńca któryby mu nie złorzeczył — a ojciec stary dopiął myśli swojéj — odtąd mu dni płynąć będą wśród uśmiechów córki i potęgi zięcia — a drobne wnuczęta jak kwiaty wyrosną mu na ścieżce przed grobem!