Strona:Noc letnia.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dzwoniąc o marmury posuwistemi kroki, stanął przy narzeczonéj klęczącéj już teraz — Ona niezdołała powstać! — Ojcu jéj znikomie usta na ramieniu złożył, potem rozmawiali przyciszonym głosem, starzec z królewską powagą, młodzieniec hasając rękoma — Zwolna zbliżył się tymczasem Biskup i zwolna zapalono gromnice na ołtarzu — wielkie w téj wielkiéj świątyni stało się milczenie — na wieki rąk dwoje, dusz dwoje, połączyć się mają — Dreszcz uroczysty rozbiegł się po widzach.


O szyby różnobarwnych okien, rozpłonił się promień zachodzącego słońca — Zdało się przez chwilę że tam krwi potok płynie i pluska, aż zniżył się i skonał wśród zmierzchu — lecz ostatnim blaskiem drasnął głowę człowieka stojącego samotnie w przybocznéj kaplicy — przy nim leży na pomniku posąg rycerza — On jak drugi po-