Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest on zresztą zdrowy. O godzinie dziesiątej rano, właśnie wtedy, gdy ulice pełne są śpieszących do departamentu urzędników, zaczyna on rozdzielać takie kłójące psztyczki we wszystkie bez wyboru nosy, iż biedni urzędnicy zgoła nie wiedzą, gdzie je ukryć. O takiej porze, gdy od mrozu boli głowa nawet wyższych urzędników i łzy kręcą się im w oczach, biedni radcy tytularni bywają nieraz bezbronni. Cały ratunek ich leży w tem, aby przebiec w cieniutkim płaszczu jak najprędzej pięć-sześć ulic a potem natupać się dobrze nogami w przedsionku, póki nie odtają wszystkie zamarznięte talenty i zdolności do pełnienia obowiązków urzędniczych. Akakij Akakjewicz zaczął od pewnego czasu odczuwać, że zaczęło go zbyt jakoś mocno dopiekać w plecy i ramiona, mimo, iż starał się przebiegać, o ile można najszybciej, przepisaną przestrzeń. Wreszcie zastanowił się czy płaszcz jego nie ma jakichś grzechów. Przejrzawszy go starannie w domu, zrobił odkrycie, że w dwu czy trzech miejscach właśnie na ramionach i plecach, wygląda on jak sito, sukno starło się tak dalece, że prześwitywało, a podszewka rozlazła się. Trzeba wiedzieć, że płaszcz Akakija Akakjewicza był celem żartów urzędniczych; odmawiano mu nawet szanownego imienia płaszcza i nazywano kapotą. I naprawdę, miał on jakąś dziwną budowę; kołnierz jego zmniejszał się z roku na rok coraz bardziej, gdyż służył do poprawek innych jego części. Poprawki te nie dowodziły