Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i okowów, nałożonych sobie samemu, wyrażał się w postaci nieprawidłowości i błędów. Pogardził żmudną, długą drabiną postępowego zdobywania wiedzy i pierwszemi, zasadniczemi prawami wielkiej przyszłości. Chwyciła go złość. Kazał wynieść ze swej pracowni wszystkie ostatnie swe dzieła, wszystkie bezduszne modne obrazki, wszystkie portrety huzarów, dam i radców stanu, zamknął się sam w swym pokoju, nie pozwolił wpuszczać nikogo i pogrążył się całkowicie w pracy. Jak cierpliwy młodzieniec, jak uczeń, siedział przy swej robocie. Ale jakże nielitośnie — niewdzięczne było to, co wychodziło z pod jego pędzla! Na każdym kroku hamował go brak znajomości najprymitywniejszych zasad, prosty, nieznaczny mechanizm ochładzał cały poryw i stawał się nieprzebytym progiem dla fantazji. Pędzel mimowoli zwracał się do ustalonych form, ręce składały się w jeden nałogowy gest, głowa nie śmiała zrobić niezwykłego zwrotu, nawet fałdy ubrania pachniały szablonem i nie chciały poddać się udrapowaniu na nieznanym ruchu ciała. A on czuł, czuł i widział to sam!
„Czyż naprawdę miałem talent?“ rzekł nakoniec, „czy nie oszukiwałem siebie?“ I wyrzekłszy te słowa, podszedł do poprzednich swych dzieł, które wykonywał niegdyś tak czysto, bezinteresownie tam w nędznej chatce, na samotnym Wasiljewskim Ostrowie, zdala od ludzi przepychu i wszelkich zachcianek. Zbliżył się do nich teraz i zaczął z uwagą przyglądać się, a wraz z tem zaczęło