Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W październiku 1860 roku przybywa do Warszawy trzech monarchów trzech państw zaborczych. Chcą się zjechać i porozumieć, bo coś psuje się w Europie: podbite narody żądają wolności. Włosi wypędzili z ziemi swojej Austrjaków, pomógł im cesarz francuski, Napoleon III. Trzeba było zaraz zrobić ustępstwa Węgrom, żeby uniknąć wojny. I Polacy napewno myślą też o sobie: pogrzeb Sowińskiej świadczy, że nie wyrzekli się marzeń. Trzeba nad tem się zastanowić we wspólnym interesie.
Wie Warszawa dobrze o tych odwiedzinach i jakoś się nie lęka. Jest w figlarnem usposobieniu: odważy się z tyranów zażartować.
Choć nadrabiają miną, oni się teraz boją. Aleksander już w Wilnie zauważył wielką różnicę: witały go milczące i ponure tłumy. Nic dziwnego: niedawno odrzucił zuchwałą prośbę ziemian o pozwolenie uwłaszczenia chłopów, nie chciał przywrócić unji.
Co też zastanie w Warszawie?
Pierwsze widowisko: spalenie bramy tryumfalnej, przez którą miał wjechać do miasta. Ulice puste, cisza. Piękna iluminacja wieczorem, lecz nikt jej nie podziwia; ciekawym oblewają suknie kwasem siarczanym. To samo na dworskiem przyjęciu. W karetach potłuczono szyby kamieniami. Loża cesarska w teatrze poplamiona błotem, i taki straszny zapach, że trzeba uciekać. Na afiszach nawet ktoś ponapisywał „trzech złodziei“ zamiast „dwóch“ w sztuce „Robert i Bertrand“.
Żartuje z cesarza Warszawa, figle mu płata.
Austrjaka na dworcu witają okrzyki: — Wiwat Magenta i Solferino! — To jego klęski we Włoszech.

Rozjechali się spiesznie trzej monarchowie z Warszawy: niewygodnie tu radzić.