Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rząd jest łaskawy, dobry, w każdym zatargu z panem chłop zawsze znajdzie u niego opiekę, nawet sobie miarkuje, że pana rząd nie lubi.
Rząd z pewnością zniósłby już dawno pańszczyznę, tylko panowie nie chcą, stawiają się hardo rządowi, i dlatego niezgoda między nimi.
Tak rozumieją Maćki i Bartosze. Nic w tem niema dziwnego. Skąd mogą wiedzieć, jak chytrze, przebiegle postępuje ten wróg narodu? jak obłudnie przeszkadza zniesieniu pańszczyzny, bo usunięcie krzywdy pojednałoby braci. A on tego właśnie się lęka.
Niech się waśni chłop z panem, z robotnikiem, w tej niezgodzie potęga wroga. On się boi tylko jedności narodu.
Więc burzy ją, jak może: oto wziął w tkliwą opiekę Rusinów, tłumaczy im, jak wielkie cierpią od Polaków krzywdy, sieje ziarna niechęci, nienawiści, kłamstwa, i ma nadzieję, że wyrośnie z tego burza.
Burzy pragną także polscy tułacze-wygnańcy. Oni wierzą, że świat oczyści, zmiecie tyranję, a przyniesie wolność. To ich cała nadzieja: inaczej nie powrócą do ojczyzny.
A więc nie tracą czasu:
„Znacie młodziana, co z jasnym włosem, z toporem w ręku, w stroju górala, przebiega ścieżki zarosłe wrzosem i nagle stanął, gdzie wzniosła hala. I bystrym wzrokiem dokoła śledzi, przyłożył ucho do matki-ziemi, poznał krok wojska, pewno się biedzi, aby się w drodze nie spotkać z niemi, bo szybkim krokiem, nie tracąc czasu, przeskoczył parów — i już do lasu.
A gdy skończyli poszukiwanie, wtedy ów młodzian wybiega z lasów i pobiegł w górę do pół Krywania i ściskał ręce licznych juhasów i coś im długo i długo prawi; oni to płaczą, to znów się śmieją, każdy słuchając, strzelbą się bawi, a jemu błyszczą oczy nadzieją, i coś im mruknął: W dzień zmartwychwstania! i znikł w wąwozie bez pożegnania.