Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 16 - Królestwo Polskie 1815-31.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Władzę, jako prezes rządu, objął człowiek marny, pyszałek, o sobie jedynie myślący, generał Krukowiecki. Ufają mu, jak niegdyś wierzono Skrzyneckiemu, a on szuka drogi dla siebie.
Mimo to wojsko nie traci nadziei: czuje w sobie tyle zapału. Warszawa może stać się grobem dla Moskali, tylko wytrwajmy wszyscy aż do śmierci.
Stary wojak Sowiński, generał bez nogi, którą stracił w r. 1812, sam prosi o dowództwo w miejscu najniebezpieczniejszem.
Powierzono mu Wolę.
Obiecuje, że fortyfikacji nie odda, chyba razem z życiem.
Sto dział moskiewskich grzmi tu nieustannie, sypie ogniem, gradem kartaczy. Czarne mrowie piechoty wdziera się na szańce, reduta Ordona wysadzona prochem, aby się nie dostała w ręce nieprzyjaciół.
Dokoła Sowińskiego zacieśniają się wrogie zastępy: dwadzieścia kilka bataljonów na trzy polskie.
Sowiński walczy oparty o mur kościółka, do obrony ma jedno działo, przy którem skupia się gromadka mężnych.
Tu zginąć muszą.

Bronią się rycerze śmieli,
Lecz co chwila ich niestaje;
Wreszcie wszyscy wyginęli —
I Sowiński sam zostaje!

Sam został, lecz nieugięty,
Przed przemocą się nie zniża.
Poszanowaniem przejęty
Dowódca wrogów się zbliża.

— Krzycz: pardon! — zdala go wzywa,
Szaleństwem jest śmiałość taka. —
Sowiński pierś mu przeszywa:
— Oto jest „pardon“ Polaka!