Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 11 - Wazowie.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skoro Czarniecki odzyskał przytomność, pierwsze jego słowa były zapytaniem, czy miasto zostało zdobyte. A kiedy się dowiedział, że zaprzestano walki, z gniewu i żalu dostał silnego krwotoku — prawdziwie krwią zapłakał nad stratą czasu i żołnierza.
Bo kochał wojsko swoje. W potrzebie nie oszczędzał jego krwi i życia, jak nie oszczędzał własnej; karności, posłuszeństwa przestrzegał surowo — lecz nadaremnie sił niczyich nie marnował, nie narażał bez konieczności.
Posiadał też nawzajem miłość wojska i zaufanie. Wierzyli w jego rozum, w jego serce i za nim gotowi byli iść choćby na koniec świata.
Najlepiej okazało się to w wojnie szwedzkiej.
Na święte hasło dane z Jasnej Góry pierwszy Czarniecki zawołał: Do broni! — i wezwał naród cały do walki na śmierć i życie z najezdnikiem.
W kraju zajętym przez nieprzyjaciela trudno było się porozumieć, a jeszcze trudniej łączyć, — więc tworzyły się zrazu niewielkie oddziałki, które nie mogłyby stoczyć walnej bitwy, ale Szwedom wyrządzały wielkie szkody, niepokojąc ich i szarpiąc bezustanku.
Czarniecki także dobrał sobie zuchów, z którymi w krótkim czasie stał się postrachem wroga. Nie dawał mu wytchnienia: w nocy napadał obóz i sen im przerywał, w dzień straszył, zabierał żywność, urządzał zasadzki, napadał niespodzianie i znów znikał, gdy spostrzegł, że mogliby go otoczyć — słowem nękał ich, szarpał i płoszył.
A nie mieli na niego rady. Chcieliby stoczyć