mowymi środkami, bo doktorów nie było, i każda matka musiała być lekarzem u siebie, a nawet w całej wiosce. Znały się też ówczesne kobiety na chorobach i sposobie leczenia, byle czem nie przestraszały, a świeże powietrze i zdrowa natura pomagały im najskuteczniej.
Ale pomimo leków Urszulce się nie polepszało, przeciwnie — gorączka wzrastała ciągle, dziecię mówiło w malignie, a słowa jej przejmowały trwogą serce matki. Ale ona prosiła:
Nie płacz, matko, proszę,
Ja idę do nieba,
Na czyste rozkosze:
Mnie zazdrościć trzeba!
Twoja luba córka
Oblecze się w piórka,
Z aniołkami siędzie...
Matko, źleż ci będzie
Mieć swego aniołka?
Matka wolałaby mieć żywą córeczkę, więc nie uspakajały jej wcale te słowa, a tymczasem dziewczynka mówiła wciąż o tem, co widziała w gorączce:
O, idzie! idzie mój Jezus drogi!
Trzyma go dziewica w bieli,
Otaczają ich anieli,
Rzucę ja im się pod nogi:
Przyjmie dzieciątko — dziecinę,
Przytuli matka sierotę.