Strona:Nasza szkapa (Konopnicka) 52.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   46   —

Żeby nie to ludzkie litowanie, tobyśmy i nie czuli tak bardzo, że matka umarła. Z pół roku już się nie podnosiła w tej chorobie, a w ostatnich czasach tak samo cichutko na pościeli leżała, jak i teraz. I teraz, kiedym na nią patrzył, zdawało mi się, że z pod rzęs za Piotrusiem oczyma wodzi i uśmiecha się leciuchno i co tylko ma powiedzieć: »Gdzie on tam gruby, biedaczysko!« Zupełnie jak dawniej; tylko, że się tak świece nie paliły przy niej...
Od świec tych padała na nią żółtość przezroczysta, która mnie straszyła; uczułem też, że zimne miała ręce, gdy nam je ojciec pocałować kazał. Ojcu jednak przy niej ciepło być musiało, bo, nabiegawszy się cały dzień, a to do kancelaryi, a to do stolarzy, a to o furmankę — kiedy się ludzie rozeszli, na zydlu[1] u łóżka siadł, ręką głowę podparł i patrzył: to na krzyż czarny, nad łóżkiem matki wiszący, to na głębokie cienie jej zamkniętych oczu. Usnąłem, a on jeszcze siedział. Ale w nocy obudziło mnie ciche szlochanie.
To Felek, który się przez cały dzień szastał i nastawiał i z ludzi wydziwiał, a mnie w boki szturchał, siedział teraz na sienniku, w otwartej na piersiach koszulinie, rękami sterczące kolana objął, patrzył w pustą izbę i płakał.
Trzeciego dnia, spaliśmy jeszcze pod maglą[2] w sionce, gdzie nam ojciec siennik zaciągnąć ka-

  1. Zydel — stołek bez poręczy, długi a wązki.
  2. Magla — magiel.