Strona:Nasza szkapa (Konopnicka) 34.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   28   —

sobie człowiek tak wszystko jedno po drugiem rozpomni...
Westchnął ciężko, poleżał chwilę cicho i na bok się do pieca odwrócił; zaraz potem usłyszałem jego chrapanie. Ojciec tego wieczora późno do domu wrócił, ale przyniósł matce lekarstwo, ogień rozpalił i zrobił herbaty. Długo tej nocy usnąć nie mogłem, a w głowie ciągle mi coś grało to smutnie, to wesoło. Śniły mi się też różności do białego rana. A to że ogród jest w izbie i że bez na piecu kwitnie, a to że w sieni słowiki śpiewają, a to że na ścianie, tam gdzie dawniej zegar wisiał, teraz stoi srebrny księżyc w pełni...
Kiedym się obudził, Felek już stał na sienniku i zapinał pasek na opadających go porciętach. Przez otwartą, srodze połataną koszulę sterczały mu wychudzone żebra, z kołnierza wychylała się szyja cienka, jak u wróbla, a niezmiernie chude nogi czyniły go znacznie wyższym, niż był w istocie.
— Felek! — zawołałem. — Cóżeś ty, tak jak tyka, przez ten miesiąc urósł?
— Głupi! — rozśmiał się Felek. — Ja tylko tak się wyciągam, żeby brzuch mniejszy był.
Wyciągnął się przede mną, jak struna.
— A co? — zapytał.
— A to wyglądasz, jak śledź marynowany.
— To dobrze! — zawołał Felek. — Walę na pajaca.
A kiedym się śmiał:
— A co? — rzekł — zły chleb, myślisz?
I, trzasnąwszy się rękami po udach, w górę