Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
141

ogromnym kamieniem — pod pieczęcią królewską. — Na trzecią noc rybak leżał w chatce swojej, ale nie spał — z dwunastą godziną uchyliły się drzwi chaty i weszła księżniczka w swojej złocistej sukni, ale bardzo drżąca i blada. — Rybak wyciągnął do niej ręce, a księżniczka spytała go:
— Czyś ty mię kochał, rybaku?
— Jakżeż ja cię kochać nie miałem, rybak odpowiedział, kiedyś ty umarła, a ja się trupa twojego nie lękam.
— Dziękuję ci rybaku, rzekła na to księżniczka i schyliwszy się, odgarnęła mu włosy z jednej strony głowy i pocałowała w samą skroń.
I tak było nocy następnej i jeszcze następnej i wszystkich nocy przez lat trzy.
A tymczasem twarz rybaka coraz bledszą się stawała, ręce jego coraz słabsze; nie wychodził za próg domu, nie siadywał nad brzegiem morza, nie wstawał z posłania swego. — Przyszedł doń ksiądz i mówił: Spowiadaj się biedny człowiecze, bo twoja śmierć bliska.
A on się dziwnie do księdza uśmiechnął i ręce położywszy na sercu, mówił:
— Nie jeszcze, mam sześć nocy przed sobą — siódmej nocy przyjdźcie tu.
I siódmej nocy przyszedł ksiądz, a za księdzem chłopiec mały z zapaloną gromnicą i olejami świętemi, z wodą święconą i kropidłem w ręku.
Ksiądz i chłopiec widzieli, jak nad posłaniem rybaka stała jakaś postać w złocistej sukni z załamanemi rękoma, a rybak już leżał blady i nieżywy.
Ksiądz się przeżegnał, postać zniknęła, ale rybak nie wstał już — ciało jego było białe jak kreda, na prawej skroni tylko miał włosy rozgarnięte i znak drobny jak od ukłucia szpilki maleńkiej.
Ksiądz przelękły pośpieszył na zamek, wezwał kapelana i wszystkich obecnych — zstąpili razem do