Strona:Na Kosowem Polu 026.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgarbionéj postaci męża i z kurczowych drgań jego powiek i ust. Dłuższą chwilę stała bez ruchu, blada, niema, potém schyliła się nad mężem i rzekła przez zaciśnięte usta z sykiem jadowitéj żmiji:
— Czy będziesz się jeszcze namyślał, po któréj stronie należy ci stanąć!? Narodu swojego chcesz bronić, a ten twój naród serbski będzie ci teraz urągał, wielbiąc Obylicia! Chciałbyś służyć pod rozkazami swego zwycięzcy, którego król posadzi niewątpliwie na tronie, gdy jego ostatnia godzina wybije? Brankowić całujący Obylicia w rękę! Ha-ha-ha!..
Brankowić zerwał się z ławy.
— Niedoczekanie jego! — zawołał. — Okaże się jutro, kto mądrzejszy, on, czy ja!..



V.

Król Łazarz nie zmrużył téj nocy oka. Sen z jego powiek spłoszyła troska o losy Serb́ji. Zamiast na łożu, spędził noc na koniu. Sam objeżdżał wszystkie straże, sięgające aż do podnóża gór. Badał ich czujność.
Wczesny, szary świt poczynającego się dnia czerwcowego rozpraszał szybko ciemności krótkiéj nocy. Wzrok króla usiłował przebić mgły górskie, ucho jego nachylało się, aby pochwycić szmery doliny. Nic nie dostrzegło oko, nic nie wpadało do ucha. Najlżejszy szelest nie zwiastował wroga.