Strona:Moralność naukowa 036.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

broni, bez uczuć i wyobrażeń religijnych, choćby się one w najgrubszej przedstawiały postaci.
Nie zaprzeczy dziś już nikt, że człowiek podlega tak samo, jak natura nieorganiczna, działaniu sił fizycznych i chemicznych, wpływowi ciążenia, gorąca i zimna, że odżywia się, wyrasta i rozmnaża, jak rośliny, a pożąda i poznaje zmysłowo jak zwierzę, lecz ponad całym tym jego aparatem mechaniczno-chemiczno-fizycznym wznosi się dusza, którą tylko on posiada. Trzeba być bardzo „wierzącym“ pozytywistą, aby chcieć wytłómaczyć myśl lub akt woli zapomocą mieszania się i grupowania atomów.
Systematyczny postęp, ciągłe rozwijanie się czynności wyższych z niższych jest główną zasadą teoryi ewolucyjnej. Szczególna jednak rzecz, że doskonali się właściwie tylko człowiek i to duchowo, gdyż pod względem fizycznym zostaje i on niezmiennym. Prawidłem świata zwierzęcego jest wieczna jednostajność. Choćbyśmy sięgnęli jak najdalej do historyi, nie dowiemy się, że: bocian, lis, wrona, kruk itd. wyglądali inaczej, jak ich dzisiejsze potomstwo. Między zwierzętami nie ma widocznego rozwoju w granicach tego samego gatunku; jedyny człowiek kształci się, postępuje.
Jeżeli człowiek ma być koroną stworzenia w rozumieniu pozytywistów, jeżeli jest istotą „najwyżej rozwiniętą“, to powinien w myśl logiki spencerowskiej posiadać od urodzenia, na mocy praw o dziedziczności, najlepsze środki do przystosowania się do warunków życia, do jego utrzymania i pomnożenia. Tymczasem przychodzi właśnie on na świat bezbronny, nagi, słaby i niedołężny. Jakże pogodzić ten niezbity pewnik z teoryą stopniowego przystosowywania się?