Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pustki. Cóż tedy począć, u djabła? Ale otóż i pan Doktór zbliża się w tę stronę; muszę go poprosić o jaką radę w kłopocie.

SCENA DRUGA.
DOKTOR, KOCMOŁUCH.

KOCMOŁUCH: Właśnie miałem udać się do pana z prośbą, w sprawie nader dla mnie ważnej.
DOKTOR: A to mi z ciebie nielada gbur, prostak, figura bez wychowania! cóż to? przystępujesz tak do mnie, nie zdejmując nawet kapelusza i nie obserwując rationem loci, temporis et personae. Zaczynać mi od jakiegoś bajdurzenia bez sensu, zamiast powiedzieć, jak należy: Salve, vel salvus sis, doctor doctorum eruditissime. Ejże! za kogo ty mnie bierzesz, przyjacielu?
KOCMOŁUCH: Na honor, chciej mi pan wybaczyć; jakoś mi się dowcip zbakierował, straciłem głowę; ale wiem dobrze, że pan jesteś godnym człowiekiem.
DOKTOR: Czy wiesz przynajmniej, skąd pochodzi słowo godny?
KOCMOŁUCH: A niechże sobie pochodzi z Mościsk czy z Pacanowa, co mnie do tego.
DOKTOR: Wiedz tedy, że słowo godny pochodzi od układny, jeżeli bowiem zamiast głosek u, k, i ł weźmiesz głoskę g, zaś następujące po niej a, zamienisz na o, będziesz miał słowo godny, dodając zaś do niego wyraz człowiek, otrzymasz godny człowiek. Ale, jeszcze raz pytam, za kogo ty mnie bierzesz?
KOCMOŁUCH: Biorę pana za doktora. Zatem, pomówmy nieco o sprawie, którą chcę właśnie przedstawić; trzeba panu wiedzieć...
DOKTOR: Wiedz przedewszystkiem, że ja nie je-