Strona:Mikołaj Biernacki - Piosnki i satyry.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pieni, zżyma, łaje, gdera,
Klnie, a w słowach nie przebiera.

Owóż pewnego wieczora,
Król ten, rzecze do lektora:
Patrz, co mi przysłali;
Z Krakowa, same nowości,
Proszę siadać jegomości,
Będziemy czytali.
Najrzód tego tam sławnego
Z akademii, Walewskiego.

Lektor czyta... a wtem wrzaśnie
Lucyper: cóż to za baśnie!
Co to za androny!
To to pan Walewski taki!
Czekaj, zażyję tabaki!
To hultaj skończony!
Akademja wstydu niema,
Że takiego łotra trzyma!

Rzuć to! czytaj co innego,
Irlandję Domagalskiego.
Lucyper siadł słucha...
Ale po krótkim momencie,