Strona:Miguel de Unamuno - Po prostu człowiek.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aleksander spojrzał na Julię. Julia zaczęła mówić powoli, upiornym głosem. Była w tej chwili zjawiskowo piękna. Oczy jej błyszczały cudownym blaskiem. Słowa płynęły powoli, lecz poza zimnem tych słów wyczuwało się ogień, trawiący i pożerający duszę.
— Prosiłem męża, aby zawezwał pana do nas, hrabio, winnam bowiem panu satysfakcję za ciężką obrazę...
— Ależ, Julio!...
— Proszę mnie nie nazywać Julią. Powtarzam, winnam panu całkwite zadośćuczynienie. Oszalawszy, tak oszalawszy przez miłość do męża, zapragnęłam się przekonać, czy Aleksander mnie kocha? Wówczas wpadłam na pomysł, aby posłużyć się panem, jako narzędziem do wzniecenia i wywołania zazdrości w Aleksandrze. W szaleństwie mym doszłam nawet do tego, że twierdziałam, że mnie pan uwiódł. Byłaby to największa podłość z mojej strony, gdybym nie była szalona. Nieprawdaż, hrabio,...
— Tak, tak, donio Julio.