Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A ja naprawdę życzę sobie — powiedział — aby w domu moim panował ład i porządek.
— Zaraz wszystko będzie — powiedziała Angelika.
— Ład i porządek. Do ostatniej chwili. I bojaźń boża.
Angelika i Paweł stali obok siebie i otrzepywali ręce z piasku.
— Ani słowa — Angelika nadepnęła na nogę Pawła.
— A żeby was podnieść na duchu — wstał od stołu i skierował się do pokoju — powiem, że pracuję tylko do pierwszego. Koniec. No co, krasnoludki? Zamarły serca?
Angelika milczała.
— Nie życzą mnie sobie — mówił przez ramię — nawet przy rąbaniu drzewa. Zawsze w czymś przeszkadzam. Wybaczcie.
Wszedł do pokoju, lecz nie usiadł, tak jak był, stanął przy oknie.
— Angeliko! — zawołał.
Zaraz podeszła.
— Nie masz paru groszy na piwo?
— Idź do swego pokoju.
Popatrzył obojętnie i poszedł.
Paweł zniknął, Angelika została sama.
Wiedziała, że przeważyła nieporęczność tych kartofli.
Należało zagubić kluczyk. Ta myśl była pierwszą, po raz pierwszy bardzo nagła, z równoczesnym przerażeniem, że nie zrobiła tego wcześniej.
Należało już dokonać kradzieży rewolweru, połączonej z podstępem. Lecz wymagało to chwili skupienia; przypomniała sobie, że mimo wszystko obiecał dziś wstąpić Wereszczyński. Wychodząc powiedział i prosił, że przyjdzie, że zaryzykuje nawet najgorsze i wytłumaczy przed nią wszystko, zdając sobie sprawę, iż „istotnie popełnił niewybaczalne błędy”.
Postawiła sobie za wróżbę, że jeżeli nie przyjdzie rano, wszystko potoczy się jak zwykle.
Z rewolwerem było bardzo późno. Paniczna myśl powstała, nim jeszcze Filip wrócił. Panika była tak wielka, że nie chciała jej tykać i rozważać.
Próbowała sobie teraz przypomnieć przebieg wszystkich depresji poprzednich. Ta była najniższa.
Pod jakimś pozorem weszła do pokoju Filipa. Kluczyka w zam-