Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ocenia kobiety z należytem smakoszostwem... Wprost piękny osobnik rodzaju męskiego, podany całkiem in crudo. Bodaj nawet, że głupi poprostu... I ona, taka wytrawna, taka wysubtelniona, taka nawet przerafinowana istota wzięła się odrazu na lep tych podłużnych, jak migdał, szafirowych oczu, które śmiały się szelmowsko za kratą rzęs iście dziewczęcych i tych zębów, błyskających za każdym uśmiechem... A on, zadowolony don Juan, „niezwyciężony Victor“, jak go nazywali przyjaciele, odrazu poszedł w kąt... Ale! patrzeć na niego nie chciano. A właśnie tym razem czuł się silnie draśnięty strzałą Amora. Aż się niepokoił, czy to nie zwiastun nastającego dla niego „wieku niebezpiecznego“, tego wieku wielkich namiętności i wielkich popełnianych szaleństw lub głupstw poprostu... A bodaj to wszyscy djabli...
Z tych niemiłych rozmyślań obudził go głos córki.
— A co? nie mówiłam? Szarpiesz wąsa, sumujesz, gryziesz się... przybyło ci zmarszczek...
— Co mówisz?..
— Prawda! Tatuńciu, ja cię ocalę. Tak postanowiłam. Ja... ja zbałamucę Koreckiego, odbiję go pani Marjecie...
Na to oświadczenie, rzucone z tupetem, pan Wiktor spojrzał na córkę. Po raz pierwszy spojrzał na nią, jak na kobietę. Oceniał ją jako taką. Hm!