Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyzwyczajenie przeżywania wszystkiego aż do samych głębin, w całej rozciągłości. Co prawda, osobiste jej życie było dotąd ubogie w przeżycia. Paru odrzuconych konkurentów, nie kochanych, cicha, niewyznana miłość młodzieńcza, smutna i szara — to było wszystko. — Opieka nad wojennym chrześniakiem rozsłoneczniła jej życie. Zwolna, stawała się kwestją pierwszorzędną. — Listy od niego i do niego, jak złota przędza, snuły się na szarem tle codzienności.
Chrześniak był ochotnikiem, niezwykle inteligentnym i subtelnym. Był ogromnie osamotniony; cała jego rodzina i majętność pozostała za kordonem na południowych kresach: chłopak „tużył“ jak prawdziwy syn stepów. Trapiła go tęsknota, którą szeroko wylewał w swych listach. Obozowe życie nie było w stanie zabić w nim wrodzonej melancholji.
Lubił o tem pisać, lubił abstrakcyjne kwestje, listowne dysputy, psychologiczne zawiłości. Brakło mu tego wszystkiego w otoczeniu wojennem. Anna z zachwytem, z podziwem dla jego niezwykłej organizacji duchowej, dogadzała jego upodobaniom.
Wysyłała do niego przy każdej sposobności foljały, nad układaniem których schodziły jej wolne chwile. Wzamian otrzymywała także foljały. Były tam zwierzenia duszy młodej, rycerskiej mocą dawnych atawizmów, poetycko rozdwojonej, wskutek