Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
HISTORJA O DUCHACH.


Szli długo miedzą wzdłuż łanu dojrzałego żyta. Powolny zmierzch letniego dnia odbarwiał kolorowe, jaskrawe niedawno płaty pól. Na zachodzie świecił tylko ciemno złoty pas, nawpół przykryty ciężką granatową chmurą. Zapadła cisza, szczęśliwa i skupiona, i rosła rzeźwość nocy. Wzbił się w pobliżu głos sygnaturki, dzwoniącej na Anioł Pański i leciał wzwyż, jak srebrny ptak. Zasłuchali się weń: umilknęły rozmowy. Mężczyźni zdjęli kapelusze; któraś z panienek coś cicho szeptała. Doszli do brzegu zagajnika i usiedli na spadzistym wale. Przed nimi w gęstwi ogrodów zapalały się światełka w willach letniska, z którego szli. Niewidzialne a niedalekie szyny dzwoniły pod ciężarem przebiegającego pociągu. Milczeli czas dłuższy. Żywość ich młodych rozmów zgasła nagle wobec skupionego nastroju usypiającej przyrody.
Bujna żywotność Ireny strząsnęła z siebie pierwsza ten nastrój, snujący się nad światem i nad ludzkiemi duszami, jak niewidzialny deszcz popiołu.
— Niech kto opowie jaką historję — ale praw-