Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Broń Boże, nie pierwszorzędne! I ja, do kroćset! kobietki lubię, ale to albo zabawka, albo potrzeba, szczególniej dla wojaka! A tragedja, zazdrości, rozpacze — to wszystko w poezjach dobre, na żer dla histeryczek. My się z tego śmiejmy, poruczniku! Ale ci dwaj szaleńcy... głupia historja i szkoda, ach! szkoda!...
— Panie pułkowniku, czyżby na mocy tej jednej fotografji?...
— Daj pokój, daj pokój, młodzieńcze! Ja znam życie, fantazja mnie nie unosi. Trzeźwą mam głowę, do kroćset. Ale ta jedna fotografja była dla mnie promieniem światła! Z początku zrozumieć nie mogłem: Taki wytrawny pilot, jak Starski! Ale to między nami, poruczniku! Bogu dziękuję, że nie mnie wypada jechać do tej dzierlatki! Palnąłbym to niepotrzebnego. Oczywiście, niech się nie domyśla nigdy! Od takiego przypuszczenia oszaleć można.
Porucznik Rolicz pomimo tężyzny, jaką w nim wyrobiła twarda służba wojenna, piastował w duszy pilnie ukrywany kącik romantyczny. Posiadał w wysokim stopniu ciekawość psychologiczną i ciekawość życia. Jego własne było dotąd tak proste. Żywa wyobraźnia przedstawiła obraz tamtych dwóch, zagubionych w samotnej przestrzeni... Na myśl o niej, niesamowity dreszcz przechodzi i umysł się mąci. Zawieszeni, jak ptaki nad otchłanią, z zim-