Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wam nudno tak siedzieć przy mnie. Idźcie, idźcie, ja chcę tego! Doktór i ksiądz niech zostanie.
Nad ranem pani Konstancja już nie żyła.
— Biedna kobieta — rzekł ksiądz — wiele cierpiała.
— Bo za późno ten posąg poczuł się kobietą i serce pierwej zabiło miłość innych, nim się samo ocknęło. Biedna!
Pani hrabina całe pół dnia klęczała u trumny matki.
Po południu wyjeżdżał doktór.
— Pan odjeżdżasz?
— Gdzie trumna, tam ksiądz potrzebny, nie doktór.
— A jeżeli są chore serca, co potrzebują rady nie lekarskiej, ale przyjacielskiej?
— Chore serca tylko czas, sumiennie spędzony, i modlitwa ukoi.
— Dziękuję, bardzo dziękuję za radę, doktorze, takie dusze, jak twoja, umieją dawać siłę tym, co upadają.
I podała mu rękę. Doktór wzruszony ucałował tę rękę, oboje drżeli.
— Jedź do swoich obowiązków, a ja pójdę spełniać moje.