Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale mogą być inne lekarstwa, rady, pociechy.
— To nudne, — rzekł pan Alfred i rozmowa urwała się na chwilę. W pokoju była cisza, wśród której słychać było lekki oddech dzieciny. Pan Alfred ocknął się wreszcie z zamyślenia i obrócił się do doktora z nagłem zapytaniem:
— Doktorze! czy wy, anatomizując człowieka, odgadliście przeznaczenie serca?
— Czy pan mówi o tem sercu, co jest zbiorem krwi, czy o tem, co uczucia w sobie mieści?
— O tem drugiem, — jakie jego przeznaczenie?
— Kochać.
— A jeżeli pogardza tą miłością, jeżeli na gorące serca dadzą ludzie zimne okłady obojętności?
— To i tak kochać trzeba, — rzekł doktór i popatrzył głęboko w oczy pana Alfreda — czytał w nich.
Roześmiał się pan Alfred!.
— Nie kochałeś się widać jeszcze doktorze, i nie wiesz co zabija serce?
— Bo ja nie wierzę w śmierć serca, jeno w chwilowe jego odrętwienie. Kto mówi, że