Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypuścić bowiem należało, że policja poinformowana dokładnie przez komisarza, gotowa całą Warszawę przetrząsnąć, aby znaleść winnych. Gdzież więc ukryje starca na czas dłuższy? Przy zobostrzeniach ówczesnych ukrywanie podobne przez czas dłuższy było niemożliwém; potrzeba więc było coprędzéj wyprawić go z Warszawy. Nieznajomy przemyśliwał, w jakiby sposób przyprowadzić do skutku ten plan trudny i rezykowny. Niespokojny i pomięszany, wrócił do domu przed północą. Starzec spał jeszcze — resztki świecy dopalały się przy łóżku. Nieznajomy nie przerywał snu jego; zamknął drzwi starannie na klucz — opatrzył rewolwer, położył go na stole obok siebie i rzucił się na sofę na chwilowy spoczynek.
Następnego dnia wstawszy zdziwił się nieco, że staruszka ujrzał w téj saméj co wczoraj pozycyi śpiącego. Ten długi sen zaniepokoił go nieco, przystąpił do łóżka i wziął go za rękę. Puls bił silnie, pospiesznie. Nieznajomy potrząsł starca za rękę, a gdy to nie pomogło, powtórzył z większą siłą. Starzec podniósł niechętnie i ociężale powieki i spojrzał na budzącego.
— Wstań pan — rzekł gospodarz — spałeś bardzo długo.
Staruszek nie był w stanie trzymać dłużéj oczów otwartych, ciężki sen objął go znowu.
— Jesteśmy w niebezpieczeństwie — rzekł mu towarzysz do ucha alarmując go.
— Późniéj, późniéj — wyszeptał niezrozumiale staruszek — tylko... się... przespać... mu...
Nie dokończył, machnął ręką i usnął.
Taki nienaturalny sen na serjo już zaniepokoił gospodarza; nie zważając więc na niebezpieczeństwo, na jakie się narażał, ukazując się w dzień na ulicy,