Strona:Maurycy Jókai - Papuga.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —

— Wszystko?... Ależ to rzecz niemożliwa?
— Jestem, jak mnie pan widzisz w tej chwili i nie mam już nic własnego.
— Ależ to jest szaleństwo! To rzecz niepojęta! Straciłeś pan wszystko? Któż więc wygrał?
— Mój brat Ernest.
— Pański brat Ernest? Przecież go niema w domu! On teraz gdzieś w Afryce poluje na lwy. Jeżeli tam dłużej pozostanie, przybędzie więcej lwów do menażerji...
— Pomimo tego nabył odemnie cały mój majątek. Cały majorat Maglay przekazuję na jego imię.
— No, a pan?
— Ja udaję się do Jasso i wstępuję do klasztoru.
Na te słowa pan Pargha wybuchnął serdecznym śmiechem.
— Ależ to żart, z którego pan sam śmiejesz się zapewne.
— Nie śmiej się pan, bo jestto moje niezłomne postanowienie.
— Więc cóż się stało? Czy miłość nieszczęśliwa? Czy może narzeczona zdradziła pana?
— Moja narzeczona jest aniołem, jakiego niegodzien jest żaden śmiertelnik. Ona mnie uwielbia i również wstępuje do klasztoru.
— Do stu piorunów! Więc zostanie zakonnicą?
— Takeśmy postanowili.
— Więc może rodzina nie zgadza się na wasz związek?
— Przeciwnie! Bardzo go pragnie.
— I oboje jednak wstępujecie do klasztoru, pan tu, a ona tam?
— Nie możemy postąpić inaczej.