Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za chwilę weszli na podwórko.
Staruszek zdjął katarynkę z pleców, postawił na składanem krzesełku, które mu Basia podała, i zaczął grać smutną jakąś melodyę.
Kilku lokatorów otworzyło lufciki, wyjrzało na grającego, ale żaden z nich się nie domyślił, aby mu rzucić grosz jaki.
— Może im się nie podoba smutna piosenka — pomyślał grajek — i zaczął grać krakowiaka, później zagrał wesołego oberka. Ale napróżno Basia rozglądała się po oknach, napróżno stary przysłuchiwał się: żadnego brzęku spadającej monety na bruku podwórka słychać nie było. Staruszek ciężko westchnął, wziął znowu katarynkę na plecy, dziewczynkę za rękę i poszli dalej.
— Tu nie wolno grać, proszę się zabierać — powiada surowo stróż, gdy podróżni grajkowie stanęli przed ładnym domem parterowym.
Jakieś nieszczęście dziś zawisło nad nimi, już pięć domów obeszli, i znikąd ani kawałka chleba, ani grosza pieniędzy.
Nadchodził wieczór. Ściemniło się.