Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jużci, wejdziemy... Czy są schodki, nie pamiętam...
— Są, dwa i próg trzeci.
Ociemniały, trzymając się ściany, wszedł do dużej sieni karczemnej, otrząsnął się ze śniegu, potem zdjął czapkę i wchodząc do izby, głośno przemówił:
— Niech będzie pochwalony!
— Na wieki wieków! — odpowiedziało kilka głosów.
Karczma, do której weszli, nie wyglądała zbyt powabnie. Duża izba, z czarną od brudu podłogą, pośrodku stół, dokoła którego siedziało, pijąc piwo, kilku gospodarzy wiejskich, a w kącie za stołem karczmarz, żyd, zajadał kolacyę, którą mu widać żona przed chwilą przyrządziła.
Mała wisząca lampka rzucała słabe światło na pokój i napełniała go swędem nafty.
Basia zaprowadziła dziadka do ławki, pomogła mu zdjąć katarynkę z pleców i prędko zaczęła trzeć zmarznięte ręce.
Przy stole było gwarno. Wieśniacy rozmawiali to o tem, to o owem, o sąsiadach, o dzieciach swoich, zwłaszcza o tem, że zima