Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od mojej chustki?... Co zawiążę jeden koniec, on zaczyna drugim na wszystkie strony kręcić. Choć pozakładam wszystkie końce za kołnierz, on je natychmiast wydobywa. Ale tyś się pewno zmęczył, dziadku... Dokoła takie błoto i śnieg, że nigdzie usiąść nie można... Czy daleko do wsi?

— Do wsi? — pyta ociemiały — ano czy minęliśmy rzeczkę?
— O jej, już dawno!
— A lasek był?
— Był — odpowie dziewczynka.
— No, to jeno patrzeć, jak zaraz karczma będzie. Jeszcze przed wieczorem tam odpoczniemy. Tylko ty mi nie zmarznij, bo czuję, że mróz na noc bierze...
A nietrudno byłoby Basi zmarznąć, bo nie miała do zbytku ubrania: stara duża chustka zastępowała jej palto, a mała kretonowa chusteczka była całem okryciem na głowę.
Droga okazała się dalszą, niż staruszek przypuszczał. Dobrze się ściemniło, nim podróżni stanęli przed karczmą.
— Dziadku, widać gospodarz jest, bo świeci się w oknach... Czy wejdziemy?