Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jagusia ze strachu tak osłabła, że iść o własnych siłach nie mogła.
W nocy dostała gorączki i nieprzytomna leżała przez kilka dni. W malignie wołała wciąż o ratunek, żegnała się z matką, sądziła, że już wpadła do wody... że ją ryby gonią, potwory jakieś straszą.
Cała wioska była zaniepokojona i dowiadywała się o zdrowie dziewczynki.
Nie było teraz człowieka dorosłego ani dziecka, którzyby o Jagusi nie wiedzieli, a wszyscy podziwiali jej odwagę i dobre serce.
Dopiero po sześciu tygodniach od czasu owego wypadku Jagusia po raz pierwszy wyszła na ulicę.
Wielka to była radość dla wszystkich mieszkańców miasteczka.
Każdy z uciechą witał dziewczynkę, każdy rad był powiedzieć jej łaskawe słowo, na dobre dziecko popatrzeć.
— Jagusiu — pytają dzieci w szkółce — bardzo się bałaś siedzieć na lodzie?
— E, co tam!... bałam się tylko trochę...
— Poszłabyś tam jeszcze?