Strona:Marya Weryho-Las.pdf/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cze zwracając się do wrony, — powiedz mi, jak ten wasz dudek wygląda, bo prawdę mówiąc, nigdym go jeszcze nie spotkała.


ROZDZIAŁ II.


Kiedy i jak ptaki zapoznały się z dudkiem i kto pierwszy przedstawił mu się, niewiadomo.
W lesie teraz tylko o dudku mówiono i na dudka patrzano; podobał się bardzo wszystkim ptakom, lubiły go nawet i przyglądały się jego figlom na łące, a było tych figlów dosyć.
Dudek to się schowa w trawie, to znowu wyskoczy, uchwyci owada i nuż go podrzucać coraz wyżej do góry. To znowu przewróci się na ziemi z dzióbkiem do góry, rozpostrze skrzydła i leży jak nieżywy, a ptaki wokoło przyglądają mu się i śmieją.
— Powiedz mi, mój drogi — pyta raz słowik dudka — czy ty nigdy głodny nie bywasz, że tak się długo bawisz z owadami, nim je zjesz; ja, to je chrupię w jednej chwili.
— Jabym też postąpił w ten sposób, tylko widzisz — powiada dudek trochę zażenowany — muszę ci wyznać sekret wielki, o którym w lesie nikt jeszcze nie wie: mam bardzo krótki język. Łapię i duszę żuki i muchy z łatwością, ale trzymając je w dziobie, nie mogę w żaden sposób sięgnąć po nie językiem. Więc podrzucam je do góry, roztwieram dziób,