Strona:Marya Weryho-Las.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I ja — zawołał Stach.
— No, to chodźmy!
I chłopcy nie myśląc długo, przeszli przez parkan i pobiegli wprost przed siebie, gdzie zdaleka wznosił się duży budynek z ogromnym kominem!
Biegli długo, wreszcie zatrzymali się przy czerwonym gmachu.
— Co to za dziwny dom? — mówi Stach — nigdy nie widziałem takich domów; na co taki duży komin? A jaki turkot w tym domu, jakby tysiąc koni po moście stąpało.
Była to fabryka papieru,
— A wy co tu robicie? — zapytał pewien pan, przechodząc koło dzieci.
Przestraszeni chłopcy wybąknęli nieśmiało, że szukają pracy.
— Jakto! wy chcecie pracować, tacy mali? Skądże wam się wzięła ta ochota?
Wtedy chłopcy opowiedzieli, że mają ubogą matkę i że chcą zapracować, ażeby jej choć trochę przynieść ulgi. Bardzo spodobała się panu mowa chłopczyków i powiedział do nich:
— Kiedy tak, to się znajdzie i dla was robota. Weźcie te worki co tam leżą, chodźcie po wsi od chaty do chaty i zbierajcie rozmaite szmaty, nowe, stare, czyste czy brudne, a zapłacę wam tak jak innym.
Uszczęśliwieni chłopcy skłonili się panu i po-