Strona:Marya Weryho-Las.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili wrócił czyżyk z muszką w dziobku, i włożył ją do dziobka swego pisklątka.
W parę dni ze wszystkich jajeczek wylęgły się pisklątka, a otwierały szeroko dziobki i wołały: jeść, jeść, jeść! Rodzice mieli dużo pracy, dzień cały latali za żerem, czasem sami byli głodni, a dziatkom swoim przynosili to ziarnko, to muszkę.
Pisklątka rosły zdrowe i tłuste, piórek miały dużo na całem ciele i nawet skrzydełka im wyrosły.
— Cieszcie się — mówił raz czyżyk, przylatując do gniazdka — widziałem pole zasiane konopiami; na jesieni, jak dojrzeją, będziemy mieli ucztę. Tylko trzeba żebyście się nauczyli wpierw fruwać. Ot, spróbujemy: podnieście główki do góry i ruszajcie skrzydełkami.
Pisklątka podniosły główki, ale w żaden sposób nie mogły równo skrzydełkami poruszać. Każde się starało, jedno po drugiem; właziły na siebie wzajemnie deptały się po główkach, uderzały skrzydełkami. Pisk wszczął się taki, aż ojciec nareszcie powiedział:
— Dosyć już tego na dziś, jutro spróbujemy znowu, a teraz polecę po ziarnka dla was.
I pofrunął.


IV.


Czekały pisklątka na ojca, czekały na smaczne ziarnka, które im przynosił. Ale jakoś nie widać