Strona:Marya Weryho-Las.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.


Tak przeszło kilka dni; jeden czyżyk wyśpiewywał wciąż, a drugi jajeczka składał, wszystkie jednakowo blado-zielone z ciemnemi kropeczkami. Było ich teraz w gniazdku aż pięć. Teraz czyżyk nie odlatywał z gniazdka tak często, poleci na chwilkę, zje parę robaczków i wraca czemprędzej.
Drugi ptaszek nie odstępował swej towarzyszki, śpiewał jej i znosił pożywienie.
Pewnego poranku samiczka, siedząca na jajkach posłyszała jakiś szelest pod sobą. Podniosła skrzydełko i zobaczyła, że z jajka wychodzi malutkie pisklę.
— Cir-cir — zawołała matusia na czyżyka, ale czyżyk nie słyszał.
— Cir-cir-cir — zawołała znowu z całych sił — cir-cir.
Przestraszony czyżyk przylatuje co tchu, sądził bowiem że jakie nieszczęście spotkało jego towarzyszkę.
— Zobacz, zobacz prędzej, mamy już pisklątko, patrz co za maleństwo; golusieńkie, a dziobek jaki żółciuchny!
Pisklę tymczasem wydobyło się z jajka, szeroko otworzyło dziobek, zakwiliło cieniuchnym głosikiem: pi-pi-pi.