Strona:Marya Weryho-Las.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu nigdy swych promieni nie żałuje, jakże więc za to słonka nie lubić?


II.


Jadzia i Stefcia, dwie małe dziewczynki, chodziły do miejskiej szkółki i, choć siedziały przy sobie, były jednak bardzo do siebie niepodobne.
Jadzia zawsze była porządnie ubrana, miała książki i kajety dobrze oprawne i ładny tornister do książek. — Stefcia zaś chodziła w starej sukience, której rękawy były łatane, książek prawie nie posiadała, a kajet tylko jeden i to z bardzo taniego szarego papieru zrobiony. Była ona bardzo ubogą dziewczynką, córką szewca, któremu trudno było zarabiać na całą rodzinę.
Stefcia uprosiła rodziców, żeby ją oddali do szkoły.
Wróciwszy jednak z lekcyi, musiała krzątać się przy domu: sprzątać, dzieci pilnować.
Jadzia była trochę zamożniejszą. Rodzice jej mieli sklepik w miasteczku i bardzo dogadzali swojej jedynaczce.
— Co ty masz na śniadanie? — pyta Jadzia raz Stefci.
— Chleb — odpowiada cicho Stefcia.
— Jakto? chleb sam bez masła? Jakże to możesz jadać? — Ja to, patrz, mam bułeczkę z masłem i z serem.