Strona:Marya Weryho-Las.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże tu ładnie — powiada Adaś, do Stefanka — ile tu małych dzieci, jakie kręgle, krokiety!...
— Patrz i tu każdy może się też bawić — odrzekł Stefek. — Chodźmy na kręgle! Tam już stoi kilku chłopców, zaraz partya będzie.
Zaledwie chłopcy parę kroków postąpili, gdy ze wszystkich stron dał się słyszeć śmiech dzieci.
— A, jaki śmieszny garbus! — wołały jedne.
— Co za potwór! — krzyczały drugie.
— Mamo, mamo, kto jest ten brzydki chłopczyk?
Cała gromadka dzieci otoczyła Adasia i wśród drwin i śmiechu zaczęły mu się ciekawie przyglądać. Stefanek był tak przejęty kręglami, że nic z tego nie słyszał. Złapał pierwszą lepszą kulę, zaprosił do gry innych chłopców i obejrzał się za Adasiem. Ale tego już nie było. Adaś nie chciał być pośmiewiskiem. Każde słowo przeszywało go jak nożem. Niepostrzeżenie przemknął się pomiędzy drzewami i czemprędzej uciekł z parku. Biegł sam, nie wiedząc gdzie biegnie, a choć po drodze nikogo nie spotkał, zdawało mu się jednak, że wciąż słyszy za sobą przezwiska — słyszy, że drzewa, pola i kwiaty, wszystko woła na niego: „garbus, garbus!“
Długo tak biegł, aż nareszcie stanął w lesie. Tu padł pod brzozą, przytulił się do ziemi, zakrył oczy rękami i gorzko płakać począł. Płakał nad niedolą swoją, nad kalectwem. Przyszła mu na