Strona:Marya Weryho-Las.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chali. Adaś w milczeniu znosił drwinki kolegów, z nikim oprócz Stefanka nie rozmawiał, nie wstawał prawie przez cały dzień ze swego miejsca, siedział ciągle nad książką.
Wkrótce uczniowie przyzwyczaili się do Adasia, a chociaż nie przestali go nazywać garbusem, jednak nie wyśmiewali się z niego tak często.
— Garbusiu, pożycz mi stalki! — mówi jeden.
— Mój, garbusiu, przepisz mi wiersze, które mamy się na jutro nauczyć! — prosi drugi.
I Adaś, nie okazując najmniejszej niechęci, wykonywał wszystkie żądania kolegów.
— Mam dziś dyżur w klasie — woła jeden chłopiec, — cóż to za nudna rzecz! — Godzinę całą prawie siedzieć muszę po lekcyach, przy młodszych uczniach, a tu ślizgawka czeka na mnie. O! gdybyż mnie kto zastąpił?
— Ja z chęcią się tego podejmę — odzywa się skromnie.Adaś.
— Dziękuję ci, koleżko drogi! O, bardzo chętnie złożę na ciebie ten niemiły obowiązek.
Adasiowi aż się oczki zaświeciły. Nazwano go kolegą po raz pierwszy w życiu! Byłby on gotów codziennie zostawać w klasie, gdyby go zawsze tak nazywano.
Czas leciał szybko. Rok szkolny zbliżał się ku końcowi. Uczniowie z obawą oczekiwali egzaminu i popisu.
Nadszedł nareszcie ten dzień upragniony.