Strona:Marya Weryho-Las.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

urosły i teraz nie może ani pyszczka zamknąć, ani żadnego pokarmu przyjmować.
Wtedy to dzieci przypomniały sobie, że nie dały orzechów wiewiórce; zakrzątnęły się prędko i całą garść wsypały jej do klatki.
Wiewiórka rzuciła się na nie, jeden za drugim gryzła i już nic więcej jeść nie chciała. Ząbki rzeczywiście jej zmalały. Wiewiórka znowu była zdrowa i wesoła.
W mieszkaniu myśliwego rozgościła się jak u siebie w lesie, biegała po wszystkich pokojach, wdrapywała się na szafy, drzwi, a najwięcej uciechy dzieci miały gdy siadała im na ramieniu.
Jednak wkrótce musiały się dzieci rozstać ze swą wychowanką.
Biegając po wszystkich kątach, wiewiórka zaczęła ogromnie dużo szkody wyrządzać: pogryzła meble, dywan, nogi u krzeseł i wiele innych rzeczy. Było to bardzo nieładnie z jej strony; ale przecież nie można jej potępiać, takie już zęby miała z przodu, że odrastały nader prędko i ścierać je musiała wciąż twardemi rzeczami.
Z żalem wielkim wypuściły dzieci z domu swą ulubienicę do lasu.
Wiewiórka nie miała nic przeciwko temu, gwiznęła parę razy i była już na czubku drzewa.
Bo chociaż jej w domu myśliwego było bardzo