Strona:Marya Weryho-Las.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niej mała dziewczynka zeszywała jakieś kawałki i zwijała je na kłębek. Dziewczynka śpiewała i tak była zajęta robotą, iż nie spostrzegła wcale, jak z mamą swą podeszli do ganku.
— Dzień dobry wam, babuleńko — powiedziała mama Kazia.
— Dzień dobry — odrzekła staruszka. — A kogóż to nam Bóg przyprowadził?
— Jakaś pani z chłopczykiem — szepnęła jej dziewczynka.
— A czy nie widzicie? — zapytała mama Kazia.
— Nie widzę, pani droga, dziesiąty już roczek, jak zaniewidziałam.
— A jakżeż pracujecie? Widzę, że jakiś dywanik wyplatacie — zapytała znowu mama Kazia.
— Jakaż to tam robota moja! Dobrzy ludzie dają mi sukienne kawałki i Marynia, wnuczka moja, porozcina je i pozszywa, a ja przeplatam, przebierając palcami.
— Jakto, nie widząc przeplatacie — zapytał Kazio zdziwiony.
— Mój paniczu — rzekła staruszka — taką robotę każdy na pamięć potrafi zrobić. Cóż to mądrego! Mam tu pocięte sukno, biorę pasek z kłębka i przeplatam: jeden pasek w górę, drugi na dół; jak dojdę do końca, znowu to samo, ot i dywanik pod nogi gotów.