Łzy lejąc, śpiewam, skaczę usidlony,
Wśród wody pałam, marznę rozpalony,
Patrzę, olsnąwszy, wołam bez języka,
W grób idę żywy; ratuj kto nędznika!
Okrutne dziewcze szaleć mi kazało...
O pocałunku, któremu tyle natchnienia poeci włoscy poświęcają, mówi Morsztyn raz jeden tylko, ale mówi zręcznie i z wdziękiem.
Ukradłem a nie mam nic, mam a nie wiem, kędy;
Niech mnie nago rozbiorą, niech szukają wszędy.
Nie znajdą nic, a przecie tak jest wiele tego;
Pełne serce pociechy z obłowu mojego.
W obrębie ojczystej literatury wzorem niedościgłym dla następców, ale pomimo to naśladowanym przez wieki całe był czarnoleski poeta. Czerpie z niego i nasz Morsztyn na równi z innymi. A więc myśl przewodnią, zasadniczą, w wierszach: O szczęściu, Do Łaskiego[3], zawartą, odnajdujemy w strofach Kochanowskiego:
Nie wierz Fortunie, co siedzisz wysoko,
Miej na poślednie koła pilne oko,
Bo to niestała pani z przyrodzenia,
Często więc rada sprawy swe odmienia.
(Pieśń 3, księgi II).
Stateczny umysł pamiętaj zachować,
Jeśli cię pocznie nieszczęście frasować,
Także i górą nie radzęć wylatać,
Kiedy się szczęście z tobą imie bratać.
(Pieśń 11, księgi II).
Pieśń piąta księgi pierwszej, pochwałę miernego stanu w duchu Horacyuszowym opiewająca: „Kto ma swego chleba, ile człeku trzeba itd.“, o d biła się echem w Kondycyi szlacheckiej i w lirykach pokrewnych jej treścią, skromną chudopacholską